Ludzie mówili swoje, a my uśmiechaliśmy się i robiliśmy swoje. Zuzię, pierwsze dzieciątko zaplanowaliśmy szybciutko po ślubie.  Nigdy wcześniej ani później nie borykaliśmy się z podjęciem decyzji „rodzimy w domu, czy w szpitalu”. W ogóle nie istniał dla nas taki dylemat. Zupełnie jasne było to, że dzidziuch w brzuchu chorobotwórczy nie jest, toteż nie było potrzeby myśleć o porodzie jako jakimś szpitalnym zabiegu. Temat został błyskawicznie ogarnięty, już na początku ciąży zabukowałam sobie czas Marii – jak się później okazało…