To telaz ulodzis jesce dwóch chłopców i dziewcynkę. Kocham cię, kocham cię za to, ze mi ulodziłaś siostsyckę, moje Maleństwo.
„Kobiety z plemienia ¡Kung rodzą dzieci średnio co 44 miesiące.” (Polityka karmienia piersią, Gabriel Palmer)
14 marca 2014 roku urodziliśmy w domu naszą Pierworodną Córkę Łucję. Zakochaliśmy się w Niej i tym doświadczeniu po uszy. Długo przyszło się nam modlić o drugie dziecko – aż 21 miesięcy (staraliśmy się o dwa lata odstępu), najważniejsze jednak, że w końcu zostaliśmy wysłuchani.
16 listopada 2017
Cały dzień miałam skurcze, ale dość krótkie i rzadkie, wiec jeszcze o 14 poszłam z Łucją na godzinny spacer, na pocztę, wysłać Walerii zioła do jej porodu.
– Obsłużę tylko najpierw panią w ciąży – powiedziała pani w okienku, a ja chciałam powiedzieć „spokojnie, jeszcze nie rodzę”, ale ugryzłam się w język i tylko się uśmiechnęłam.
Kiedy wróciłyśmy stwierdziłam, że w drodze wyjątku włączę coś Młodej, żeby się zdrzemnąć na wypadek, gdybym miała zarwać noc. Od 16 do 17 oglądała Opowieści Biblijne (jako pierwsze Narodziny Jezusa), a ja próbowałam drzemać.
Dopiero ok. 17.50 pojawiły się skurcze co 5 minut (z Łucją identycznie – wtedy rodziłam do 6.35 następnego dnia) i ZACZĘŁAM nabierać pewności, ze to to.
Wciąż wahając się czy ściągać Adama z pracy doszłam do wniosku, ze najpierw położę Młodą spać. Napisałam mu tylko sms „to się już nie cofnie” – przy Łucji pytał położnej czy to się jeszcze może cofnąć – i uprzedziłam, że ok. 19. będę po Niego dzwonić. Zrobiłam nam sałatkę bananowo-pomarańczową, zjadłyśmy, pomodliłyśmy się o dobry poród i poszłyśmy na dół. Podkarmiłam jeszcze Lu piersią i o 19.15 spała. Zaraz po tym, jak weszłam na górę na czworakach, zadzwoniłam po Adama.
Natychmiast po telefonie w głowie miałam: „JEŚLI przeżyję NIGDY więcej dzieci!!!… Zaraz umrę… Zaraz umrę albo to 7 cm”. Żadna pozycja nie dawała ulgi, ani kolana, ani wieszanie się na chuście, no nic…
I wtedy zaczęłam śpiewać Pater No ster… Mimo wszystko byłam z siebie dumna, że nie krzyczę. Próbowałam poczuć jakiś zapach – też narzędzie diagnostyczne – ale nic nie wyczułam. Jeden skurcz był lżejszy i dał odpocząć, a potem doszłam do wniosku, że jak mnie prysznic nie uratuje to już nic. Poszłam do łazienki na palcach (oznaka 6-8 cm rozwarcia, ale pomyślałam, że na pewno sobie wmawiam).
Ok. 19.55 wszedł Mąż uśmiechnięty od ucha do ucha. 10 Minut później wstała zaspana Lu. Poszli przykleić kartkę na drzwi z informacją o porodzie domowym i z przeprosinami za hałasy.
– Głośno jestem?
– Nie.
Ledwo przykleili kartkę to zaczęłam być. Adam zaczął napełniać basen, bo widział, że w brodziku jest mi okropnie ciasno.
W głowie miałam: „[Kobieta] zaś zbawiona będzie poprzez rodzenie dzieci” (1 Tym. 2:15). Między skurczami Adam pomógł mi przejść do basenu, po drodze zdążyłam zdegustowana zgasić światło w kuchni (została tylko mała lampka na ścianie).
„Jak mało wody!” jęknęłam, ale co wiadro było lepiej, a ja w tym basenie przyjmowałam nieludzkie jakieś pozycje. Wody mi odeszły, (ale to załapałam później). Nawet na brzuchu zaległam w pewnej chwili, a później wieszając się na krawędzi basenu oderwałam nogi od podłoża – jakbym żabką chciała pływać.
Na skurczach to dosłownie ryczałam jak zwierzę, no i się Luśka przestraszyła, więc Adam wziął Ją na ręce i zaczął uspokajać, że to normalne, że boli i dlatego krzyczę, ale że rodzi się jej rodzeństwo itd. Ocean spokoju. I ja się w ten ocean zasłuchałam i nagle poczułam, że muszę sięgnąć w dół – główka! Czułam główkę, która się nie cofała! Ręka mi się tak trzęsła, że ledwo mogłam ją utrzymać we właściwym miejscu. Dopiero teraz poleciało odrobinę krwi – to też powód, dla którego nie wierzyłam, że to już – zero śladów wcześniej.
– To są już parte!
– Jesteś pewna?
– Nie.
Kolejny skurcz i już byłam pewna, a potem nastąpiła najdziwniejsza w moim życiu chwila: czułam, że główka jest już „wstawiona” maksymalnym obwodem i nic się nie działo. Kompletnie nic. Ciało przestało pracować.
„Dobra, poczekam”. Poczekałam. Na następnym skurczu, o 20.35, Felicja wyszła CAŁA, naraz i skulona! Momentalnie Ją złapałam (jedną rękę cały czas miałam podłożoną pod Nią, drugą trzymałam się krawędzi basenu – pozycja klęcząca) i wyciągnęłam z wody. I tu psikus – krótka pępowina. Łucja miała węzeł prawdziwy na pępowinie, to ta z kolei taki numer postanowiła wywinąć.
Oczka zamknięte, ta pępowina krótka, a moja Oaza Spokoju mówi: spokojnie, ma czas, żeby odetchnąć, ma ładny kolor, nie ciągnij, odwiń Jej pępowinę (nie była okręcona wokół szyi, ale jakoś pod ręką – możliwe nawet, że jak „wyskoczyła” do wody to się sama odwinęła częściowo, bo zdążyła wykonać półobrót).
Luśka trochę oniemiała, Adam podszedł pomóc i odwinął Małą wkładając Ją z powrotem do wody. Jak Ją wyciągnął to dała czadu. Łucja nie płakała wcale, więc to była nowość dla mnie. Znów pomógł mi obrócić Ją lekko buzią w dół, bo przy tym płaczu słychać było delikatne bulgotanie. Zaraz też z błyskiem w oku zajrzał – dziewczynka!
A mnie jak skurcz nie złapie! O rany! A tu dziecko na jednym ręku, ale dwa czy trzy skurcze i łożysko urodziłam. Uff. Lulu w tym czasie wyszła do pokoju ochłonąć, a Adam po miskę na łożysko. Zaraz Luśka wróciła i mówi: to telaz ulodzis jesce dwóch chłopców i dziewcynkę.
17 listopada 2017
Kocham cię, kocham cię za to, ze mi ulodziłaś siostsyckę, moje Maleństwo.