Rodzić w Ekstazie przekraczającej ból, z Oddechem Życia, poddając się Wewnętrznemu Prowadzeniu, rozszerzając granice swego Istnienia na Nowy Wszechświat.

Szamanka Narodzin – narodziny Tęczowego Wojownika (cd historii Kamila i Angus)

Będąc w ciąży z Hugo miałam jeszcze większą samoświadomość. 

Kontynuowałam pracę z dźwiękami gongów i mis. Podążałam za swą intuicją. Wiedziałam, jak ważne jest pokochanie i zaakceptowanie swojego ciała, uwolnienie i przetransformowanie bolesnych historii z pamięci komórkowej. W rozbrajaniu kolejnych warstw swojego „ciała bolesnego” pomagała mi tantra i techniki szamańskie. Praca z nagością pozwoliła na oczyszczenie mojej seksualności i czerpania z niej przyjemności, wyzbycie się resztek wstydu i w pełni zaakceptowania mojego ciała jako Świątyni Ducha. Metoda rekodingu odcisku limbicznego pozwoliła mi stworzyć Nową Wizję Narodzin. 

Spotkałam się także z amerykańską położną „mistrzynią duchowego położnictwa” Iną May Gaskin na warsztacie „Potencjał porodu” w Warszawie, który przypomniał mi, jak ważne podczas porodu są intymność, poczucie bezpieczeństwa, rozluźnienie i całkowite poddanie się procesowi.
Mieszkałam już wtedy na wsi i czułam coraz silniejszy kontakt z naturą. Wiedziałam, jak ważne jest przebywanie w przyrodzie, czułam, że jestem jej nieodłączną częścią. 

Udało mi się szczęśliwie znaleźć położne, które zgodziły się na przyjęcie porodu domowego i lotosowego – co było dla mnie niemal cudem. Mieszkam teraz na południu Polski, na wsi, daleko od Warszawy, gdzie mieszkałam wcześniej, gdy rodziłam Wikę i Angusa.
Bardzo ważne w moich doświadczeniach porodowych było podążanie za czymś, co mogę nazwać, swoistym rytmem porodu. Czyli zaufanie procesowi, całkowita akceptacja, uszanowanie i poddanie się Spiralnemu Tańcu Tworzenia. Nie przyśpieszając go, ani nie spowalniając.
Właśnie dzięki takiej postawie totalnej otwartości, miękkości i przyjmując wszystko, co się pojawia – i ból, i zmęczenie – mogłam przywitać moje trzecie dziecko, doświadczając potężnej fali rozkoszy… ból przerodził się w doświadczenie orgazmiczne… i tak narodził się mój syn Hugo, wprost do mych rąk, w ciepłej wodzie. 

Ten wiersz napisałam na dwa tygodnie przed urodzeniem Hugo, będąc już mocno w polu narodzeniowym i czując energię Szamanki Narodzin , która chciała się przejawić we mnie i przeze mnie….


Szamanka Narodzin ta która wie jak rodzić z rytmem Matki Ziemi świadomie w Ekstazie przekraczającej ból z Oddechem Życia podążając za ciałem poddając się Wewnętrznemu Prowadzeniu w swoim tempie tańcząc śpiewając otwierając się rozszerzając granice swego Istnienia na Nowy Wszechświat i jego słowa okazały się prorocze…


Gdy 6 listopada obudziłam się rankiem z lekkimi skurczami, wiedziałam, że tego dnia urodzę, byłam bardzo podekscytowana, a zarazem spokojna, bo od miesięcy oczekiwałam tego momentu, a w ostatnim miesiącu ciąży wyraźnie czułam silną energię Hugo i obecność Szamanki Narodzin. Chciałam urodzić w domu, lotosowo, więc zadzwoniłam do Krzysi, położnej, która razem z Bożeną zgodziły się na towarzyszenie mi w tej niezwykłej podróży porodowej.
Kiedy w przerwie pomiędzy początkowymi skurczami wyszłam na spacer do lasu, na niebie pokazała się podwójna tęcza – obwieszczająca rychłe narodziny Tęczowego Wojownika. Czułam narastającą radość, że już tuż tuż… i pojawi się na świecie.

Przywołując Szamankę Narodzin podczas porodu Hugo łączyłam się z pradawną, komórkową mądrością ciała, ufając i poddając się naturalnemu rytmowi narodzin w spiralnym tańcu stworzenia przy dźwiękach gongów, mis i bębna, które rozpuszczały moje napięcia; surfując na falach narodzeniowych, przy wsparciu położnych – kobiet, które swym dotykiem i obecnością dawały ukojenie, puszczając resztki lęku i chęci kontroli, weszłam do ciepłej wody rozluźniając się całkowicie… Fale stawały się coraz intensywniejsze, a ja instynktownie płynęłam razem z nimi, używając mojego głosu – intonując spontanicznie dźwięki… i przy najwyższej fali, przy siedmiu centymetrach rozwarcia zalała mnie fala potężnej energii rozkoszy i ekstazy… po pięciu minutach Hugo dosłownie wyślizgnął się do basenu wprost w me ramiona… Moje ciało dobrze wiedziało jak urodzić łagodnie, bez presji i parcia, bez przemocy i siły… Moja joni jak kwiat rozkwitła, stworzona do tego, by rodzić… Hugo pozostał połączony z placentą, po sześciu dniach 12 listopada odpępowił się, rodząc się w pełni, świadomie do zewnętrznego świata, a ja trwam tak dalej na fali porodowej ekstazy, narodzona na nowo razem z moim synem, we wdzięczności i wielkiej radości z cudu jakim jest Życie.