Mówiłam sobie, że boli, bo się otwiera, niech boli, szybciej przytulę Stasia. Naprawdę cieszyłam się na te skurcze
9 listopad 2012
Mój drugi poród był wspaniały. W nocy odpadł mi czop, czyli poród w ciągu 2 tygodni. Do terminu miałam jeszcze tydzień, z usg – 2 tygodnie. Poprzedni poród był po terminie, więc i teraz nie spodziewałam się nic wcześniej. Miałam jeszcze dużo planów – zajęcia z synkiem w Bebe, serwis samochodu, ostatnie zakupy dla maluszka do szpitala.
Rano odbyłam wizytę u lekarza – wszystko w porządku. Wieczorem miałam nieregularne skurcze, ale to wtedy u mnie nie było nic nowego. Następnej nocy wstałam, żeby pomóc mojemu trzylatkowi usiąść na nocnik. Ale jakoś wyjątkowo ciężko mi było, dalej te skurcze… W toalecie zauważyłam krew na bieliźnie. Przestraszyłam się, że może łożysko się odkleja, więc szybko na pogotowie.
Moim wyborem było PSK. Środek nocy, ciemno, dzwonimy. Otwiera zaspana pani i na moje tłumaczenie mówi, że to na pewno reszta czopu z krwią, ale owszem, proszę, zrobimy KTG. Pyta czy mam skurcze. Nie wiem. Nie wiedziałam, bo ucichło, ale wieczorem coś przecież było, w samochodzie też jakiś jeden. Na to zaspana pani „albo się ma, albo się nie ma.” KTG trwa całe 5 minut, nic nie pokazuje. A skurcz mam akurat przed i po. Żadnego badania wewnętrznego. Pani patrzy na mnie z powątpiewaniem. Jest przekonana, że wymyślam. Zresztą oni dziś nie mają ostrego dyżuru, i tak by mnie nie przyjęli, na patologię teraz też nie jest łatwo się dostać. Możemy jechać na Warszawską, jeżeli chcemy. To dziękujemy pani.
Na Warszawskiej od razu robią mi badanie wewnętrzne – szyjka zgładzona, 2 cm rozwarcia, poród. No to niespodzianka! Skurcze też się w międzyczasie robią wyraźne. Wszystko sympatycznie, jedyny nieprzyjemny epizod to reakcja personelu na dole na brak zgody na szczepienie dziecka. Na górze na sali już nie komentują.
Sala nieduża, przytulna, światło mocno przyciemnione (w przeciwieństwie do dużej, białej, mocno oświetlonej sali jaką pamiętam w PSK). Najpierw KTG, ale proszę, żeby mnie zaraz odłączyli, bo chcę chodzić. Tak podobno lepiej, działa siła grawitacji.
Tu na chwilę wrócę do pierwszego porodu – był OK, nic z tych strasznych opowieści, ale był baaaardzo długi, z oksytocyną, leżeniem plackiem z tego powodu, moim skupieniu na bólu i na tym jak ja go nie chcę, sporym nacięciem krocza itp. itd.
Przed drugim porodem, dzięki przyjaciółce, trafiłam do Klubu Mam, obejrzałam film „Uwolnić poród” i wzięłam udział w dyskusji po nim, usłyszałam o Inie May Gaskin i jej przekonaniu, że poród jest w głowie kobiety, że jej emocje wpływają na jego przebieg – strach przed bólem hamuje rozwarcie, akceptacja pomaga wydzielać odpowiednie hormony i przyspiesza wszystko. To razem i to, że miałam na sobie przez cała ciążę i podczas porodu pas św. Dominika, plus modlitwy, dały mi wiarę we własne siły.
CIESZYŁAM SIĘ NA SKURCZE I BÓL. Mówiłam sobie, że boli bo się otwiera, niech boli, będzie szybciej i szybciej zobaczę i przytulę Stasia. Naprawdę cieszyłam się na te skurcze. Tak więc sobie dreptałam 4 godziny z kąta w kąt i z radością patrzyłam na zegarek widząc, że skurcze są coraz częstsze. No, może też i bardziej bolesne, ale to świetnie, o to właśnie chodzi. Było cichutko, intymnie. Mąż się nawet zdrzemnął w pewnym momencie. Nie przeszkadzano nam. Potem nowa zmiana, kolejne badanie wewnętrzne i 9 cm rozwarcia! Po 4 godzinach! Poprzednim razem zajęło to wszystko koszmarnie długo.
No i się zaczęło. Owszem, ciężko było, owszem, bolało, ale ja byłam szczęśliwa, że to zaraz, że zaraz będzie z nami Staś. Urodził się cały siny, trochę mu zajęło zanim zaczął oddychać, ale ja cały czas byłam o niego spokojna. Położono mi go na brzuchu, skóra do skóry, mogłam go od razu nakarmić, a że maluszek się mocno przyssał i nie chciał odessać, pobył z nami dobre pół godziny, zanim dał się położnym zabrać. Mnie przyniesiono śniadanie do łóżka jeszcze na sali porodowej i dopiero wtedy zawieziono na górę do naszego synka. Byłam szczęśliwa i ogromnie z siebie dumna – urodziłam sama, bez leżenia, bez oksytocyny, bez nacinania (!!!), bez komplikacji.
Rzeczywiście poród jest w głowie kobiety. Życzę Wam, drogie panie, abyście też zrozumiały jaka siła jest w Was i że wszystko zależy od was, od nikogo innego.